hm Marek Gajdziński

Otrzymuję ostatnio wiele sygnałów, które świadczą o tym, że instruktorzy ZHR coraz bardziej zdają sobie sprawę, iż związek odchodzi od swojej podstawowej misji jaką jest wychowanie przyszłych, porządnych, świadomych i aktywnych obywateli Rzeczypospolitej. Wiele jest tego symptomów i wiele można wskazać przyczyn tego stanu rzeczy. Piszemy o nich w Pobudce od blisko 6 lat. Kto ich jeszcze nie widzi, ten prawdopodobnie widzieć nie chce albo z jakiegoś powodu udaje. Zdaję sobie sprawę, że tych do niczego przekonać nie zdołam. Zwracam się zatem do Was, którzy nie macie tak dobrego samopoczucia, którzy czujecie niepokój, którym coś w duszy mówi, że ZHR pobłądził i niezbyt dobrze wypełnia misję do jakiej został stworzony.


Moje słowa dotrą do tych z Was, którzy widzą sens swojej służby instruktorskiej w wychowawczej pracy z młodzieżą, którzy chcą się realizować w harcerstwie jako wychowawcy, a nie jako politycy, urzędnicy czy menadżerowie.  Chciałbym się skupić na najważniejszej rzeczy jaką musimy uczynić aby nasz ZHR zaczął wreszcie koncentrować się na tym do czego go 21 lat temu  powołaliśmy. Czas jest ku temu najwyższy, bo jeszcze kilka lat utrzymywania się obecnych tendencji, a po naszej organizacji pozostaną jedynie wspomnienia, których zresztą nikt czytać nie będzie. Jeśli nie zdołamy naprawić harcerstwa, to znaczy, że nasze decyzje z przed 21 lat były błędne a istnienie ZHR nie miało sensu.  Kogo zatem będzie interesować historia organizacji, której istnienie okazało się pomyłką?

Jak wtedy wyglądać będzie harcerstwo? Kto i jak wychował będzie młodzież? Jaka będzie Rzeczpospolita? A przede wszystkim jak spojrzymy w oczy naszym dzieciom i wnukom? Powiemy im, że zabrakło nam rozumu, wyobraźni i odwagi by wyrwać się z kolein w jakich zsuwamy się obecnie w dół jak po równi pochyłej? Teraz właśnie jest moment wymagający odwagi intelektualnej i cywilnej.  Zbliża się Zjazd ZHR. Możemy na nim zaprojektować najbardziej niezbędne zmiany i wybrać ludzi, których determinacja gwarantuje ich przeprowadzenie. Albo pozostanie tak jak jest.

O tym jak ZHR wypełnia swoją misję decydują ludzie – kadra instruktorska. Szczycimy się wzniosłymi ideałami. Co z tego kiedy jako organizacja nie potrafimy wcielić ich w życie. Są w ZHR drużyny, które prowadzą realną pracę z młodzieżą posługując się sprawdzoną metodą harcerską. Te są wzorem dla całego ruchu harcerskiego. Niestety jest ich tyle co kot napłakał. Gdyby je zebrać do kupy, w całej Polsce uzbierało by się z tego zaledwie kilka hufców. Reszta to fikcja.   Fikcyjne okręgi, fikcyjne chorągwie, fikcyjne hufce i słabiutkie kilku osobowe drużynki, w których nie działa system zastępowy, nie są zdobywane stopnie ani sprawności. Cała praca polega na tym, że drużynowy zbiera wokół siebie grupkę młodszych chłopaków, którzy są skłonni uznać go za swego wodza i napawa się swoją władzą nad nimi. Tak realizuje się Furherprinzip – zasada wodzostwa, którą w wielu miejscach zastąpiono wszystkie inne zasady oddziaływania harcerskiego.

Jedyne co nie jest fikcyjne z ZHR to aparat organizacyjny. Według danych spisowych funkcję drużynowego pełni zaledwie 20 procent instruktorów. A przecież nic innego jak właśnie to jest istotą służby instruktorskiej i sensem istnienia ZHR. Przytłaczająca większość kadry związku realizuje się na zupełnie innych polach. Nie przeczę. Niektóre z nich byłyby na prawdę potrzebne o ile służyłyby wspieraniu pracy drużynowych. Jednak już sam fakt istnienia wskazanej dysproporcji świadczy o tym, że owa funkcja pomocowa organizacji również jest fikcją. Gdyby faktycznie, struktury ZHR skutecznie wspierały pracę drużynowych, proporcje były odwrotne.

Dokładnie wiadomo dlaczego tak jest. Mamy do czynienia z błędnym kołem, które bierze swój początek od stwierdzenia, że najważniejszymi funkcjami w ZHR są funkcje od hufcowego wzwyż. Do niedawna słyszeliśmy to na każdym kroku. Jeżeli tu i ówdzie zaczynają się pojawiać wątpliwości co do słuszności tej tezy, to bez wątpienia wielka (choć nie jedyna) w tym zasługa publicystyki prowadzonej w Pobudce. Świadomość, że tak być nie powinno, że najważniejszą funkcją w ZHR jest drużynowy staje się coraz bardziej powszechna. Za zmianą tej świadomości powinny iść reformy organizacji. Niestety nie idą, bo napotykają na opór aparatu urzędniczego, który słusznie widzi w tym zagrożenie dla swojej pozycji w Związku. A póki co to on decyduje o zmianach w statucie, regulaminach, systemie i programach kształcenia instruktorów. Ludziom, którym wpojono zasadę wodzostwa, nie mieści się w głowie jak w ogóle można myśleć, że „najniższa funkcja instruktorska jest funkcją najważniejszą”.

Jednym z najskuteczniejszych (a ja twierdzę, że najważniejszym) instrumentem polityki kadrowej w harcerstwie jest regulamin stopni instruktorskich. To on wyznacza kierunki kształcenia, to on określa jakie kompetencje powinno się rozwijać u instruktorów harcerskich. System kształcenia, programy kursów, programy prób instruktorskich, kryteria merytorycznej oceny instruktorów w sposób bezpośredni wynikają z zapisów regulaminu stopni a szczególnie z zawartych w nim wymagań.

Jest tak jak jest i nie może być inaczej w ZHR skoro droga rozwoju instruktorskiego wytyczona przez funkcjonujący od lat regulamin stopni, przedstawia się następująco.

Drużynę obejmuje przeważnie 17-to latek (a często nawet 16-to latek) – człowiek niedojrzały i bez merytorycznego przegotowania instruktorskiego.

Dopiero po objęciu funkcji p.o. drużynowego przystępuje do zdobywania stopnia przewodnika, idzie na kurs instruktorski, otwiera próbę. W tym czasie prowadzi swoją drużynę (to znaczy wykonuje pracę wychowawczą z młodzieżą) po omacku powielając (najczęściej bezrefleksyjnie) wzorce podpatrzone u poprzednika i przeżyte na własnej skórze w drużynie.
 
Jeśli ma szczęście i drużyna mu się nie rozpadnie, w ciągu roku lub półtora kończy próbę instruktorską. Tyle tylko, w tej normalnej, przewidzianej regulaminem sytuacji, zdobywanie stopnia przewodnika w trakcie prowadzenia drużyny oznacza, że najważniejsze zadanie naszego Związku powierzamy ludziom zbyt młodym  - niewystarczająco dojrzałym i zupełnie do tego nieprzygotowanym - bez wystarczającej świadomości tego czym jest wychowanie harcerskie i bez znajomości podstawowego warsztatu instruktorskiego. Nic dziwnego, że prowadząc drużynę popełniają masę błędów i generują konflikty. Nie mając sukcesów ani satysfakcji popadają we frustrację i zniechęcają się do prowadzenia drużyny. Jakże często widzimy, że chłopak „się wypalił” zanim zdobył stopień. Znam wiele sytuacji, gdy stopień przewodnika przyznawano młodzieńcowi, któremu drużyna się rozpadła, albo który w trakcie próby przekazał ją młodszemu. Dlaczego nie? Skoro chłopak chce być instruktorem. Rąk do pracy nigdy dosyć. Da mu się jakieś zastępcze zadania, wyznaczy lektury do przeczytania i już instruktor gotowy.

Teraz po zdobyciu stopnia pwd – chłopak dowiaduje się, że musi odbyć półtoraroczną karencję (18 miesięcy!). Nie wolno mu zdobywać kolejnego stopnia! Ma przymusowy, roczny przestój na drodze samorozwoju. Wybaczcie dosadne stwierdzenie. Nie widziałem większej głupoty w harcerstwie. Nie będę wskazywał kto to wymyślił, kto bronił tego rozwiązania przed krytyką  i kto je zatwierdził w regulaminie, żeby nie być posądzonym o obsesję. Stale są to te same nazwiska – moim zdaniem nie przypadkowo. Jest to głupota, która jako pierwsza powinna zostać naprawiona. W tym czasie nie mając żadnej motywacji do podnoszenia swoich kwalifikacji instruktorskich, drużynowi siadają na przysłowiowych laurach. Kto ma choćby szczątkowe pojęcie o prowadzeniu drużyny, ten wie, że właśnie drugi rok jej prowadzenia jest momentem kiedy ujawnia się potrzeba podsumowania własnych doświadczeń, wyciągnięcia wniosków, szukania sposobów radzenia sobie z tym z czym nie potrafimy sobie poradzić. Dzieje się tak dlatego, że po zdobyciu własnego doświadczenia oraz po ukończeniu kursu przewodnikowskiego, drużynowy uzyskuje elementarną świadomość wychowawcy.  Zaczyna oceniać własną pracę pod tym kątem i jaskrawo widzi popełnione przez siebie błędy. W tym właśnie kluczowym momencie pozostawiamy go samemu sobie, nie dostarczamy żadnej motywacji do rozwoju kompetencji. Uzasadnienie  jest takie -18-to latek nie jest jeszcze dojrzały do objęcia kluczowej funkcji w harcerstwie- funkcji hufcowego, a do tego właśnie ma go przygotować zdobywanie stopnia podharcmistrza. Musi więc odczekać i dorosnąć do tego.

No właśnie – w tym miejscu dochodzimy do najbardziej idiotycznego momentu w obecnym modelu polityki kadrowej. Próba na stopień podharcmistrza i kursy podharcmistrzowskie nie są już ukierunkowane na podnoszenie kwalifikacji do prowadzenia drużyny lecz na rozwój kompetencji hufcowego. W tym miejscu aby nie być gołosłownym przytoczę zalecenia jakie kadra kursu Jakobstaf otrzymała od szefa szkoły instruktorskiej.

priorytetem kursu powinno być przygotowanie kursantów do pełnienia służby w korpusie phm Chorągwi, na poziomie komendy hufca ("potencjalni hufcowi");
 - w tym celu kurs powinien uwzględnić m.in następujące założenia:

• wyrabianie formacji indywidualnej instruktorów i motywowanie do ciągłej pracy nad sobą (kształtowanie postawy instruktorskiej, hufcowy jako wychowawca wychowawców.
• motywowanie do pełnienia służby instruktorskiej na poziomie hufcowego.
• kształcenie metodyczne (zawierające działania za równo dotyczące pracy hufca jak i wspierające gromady zuchowe, drużyny harcerskie i drużyny wędrownicze z poziomu hufcowego).
• formy pracy skierowane na wspieranie struktur Chorągwi.
• w ramach zajęć i zadań kursowych tematy dotyczące bieżących problemów i wyzwań stojących przed Chorągwią.
• wprowadzanie do komendy i kadry kursu młodych instruktorów (kształcenie przyszłej kadry - "sztafeta mistrzów")
• pogłębianie relacji kursu z instruktorami komendy Chorągwi (np. prowadzenie zajęć, wymiana pomysłów na warsztaty lub zadania itp.)
(autor: phm. Bartosz Niemczynowcz, Warszawa 12 grudnia 2008r.)

Innymi słowy chodzi o to aby skierować zainteresowania instruktora w kierunku pracy w aparacie organizacyjnym, związać go towarzysko z przedstawicielami tego aparatu i pokazać mu nowy, „ważniejszy” cel służby instruktorskiej. Każdy kto zna regulaminowe wymagania stopnia podharcmistrza, ten orientuje się, że owe wytyczne wynikają wprost z obowiązującego  modelu polityki kadrowej. W żadnym z wymogów stopnia podharcmistrza nie ma już mowy o zadaniach drużynowego. Ktoś kto zdobywa ten stopień musi wdrożyć się do pracy wyższych strukturach organizacji; w hufcu lub w chorągwi. Ma zapomnieć o funkcji drużynowego. Zresztą regulamin Organizacji Harcerzy nie pozostawia w tym względzie niedomówień.  Mówi się o tym wprost:  (...) wykazał się dokonaniem instruktorskim na poziomie przewodnikowskim: np. przekazał lub przekazuje następcy prowadzoną przez siebie drużynę(...). I wszystko jasne!

Oto istota problemu.
Instruktor kończy rozwijać kompetencje, które są najważniejsze w harcerstwie na zdobyciu stopnia przewodnika. Następnie istniejący system zachęca do oddania drużyny i wejścia na drogę kariery w aparacie organizacji, do poodejmowania działań na szczeblu hufca i chorągwi. Drużyny znów dostają się w ręce 16-to i 17-to latków i po kolejnym obrocie tego zaklętego koła, poziom ich pracy znów się obniża. Bo następcy wychowani przez ledwie opierzonego przewodnika z nikłym doświadczeniem instruktorskim powielają jego błędy i dokładają swoje. 

Jak dalej rozwija się kariera kogoś kto oddał swoją drużynę? Ów ktoś jest święcie przekonany, że się prawidłowo rozwija i zdobywa wyższe kompetencje. Tak zapewniają go przełożeni i takie wnioski wysnuwa z jasno widocznej logiki zawartej w regulaminie stopni. Uczy się zarządzać organizacją, organizować przepływ informacji, kierować zespołami dorosłych, zdobywać i rozliczać pieniądze, poznaje problemy społeczno polityczne kraju. Jednym słowem zdobywa kompetencje, które z punktu widzenia celów ZHR są drugo i trzecioplanowe. Bo pierwszoplanowe są przecież kompetencje wychowawcze, które mógłby wykorzystać do lepszej pracy z drużyną. Przyszły podharcmistrz obejmuje funkcje hufcowego, zasiada w kapitule lub komisji instruktorskiej, bierze się za kształcenie drużynowych, a często awansuje do komendy chorągwi. Wkracza na szybką ścieżkę kariery działacza harcerskiego.

A co z tymi, którzy wbrew obecnej logice chcieliby dalej prowadzić drużynę? Ci pozostają instruktorami drugiej kategorii. Zazwyczaj nie przystępują do zdobywania podharmistrza bo i po co. To by im tylko zabrało czas i odciągnęło od pracy z drużyną. Zamiast poświęcać jej wszystkie siły i umiejętności musieliby wykonywać zadania na poziomie chorągwi. Skoro nie chcą robić kariery urzędniczej – po co mieliby tracić czas? Ci instruktorzy nie zostaną harcmistrzami i komendantami chorągwi. Nie będą mieli większego wpływu na kształt ZHR mimo, że to oni właśnie mają najbardziej odpowiednie kompetencje i największe doświadczenie w pracy, która jest sensem istnienia harcerstwa.  To oni powinni budować przyszłość naszego ruchu.  Tymczasem robi to zupełnie kto inny.

Niestety, wpływ na kształt ZHR mają instruktorzy, którzy obiektywnie rzecz biorąc, ledwie lizneli funkcji drużynowego. Gdy nadchodzą wybory na hufcowego, wybiera się tego kto jest akurat wolny („nie ma drużyny na karku”) i kto może się przed komendantem chorągwi  wykazać odpowiednim papierkiem. Wybiera się więc tych, którzy porzucili lub rozwalili swoje drużyny. To oni będą sprawdzać tym pierwszym plany pracy, szkolić ich następców, rozliczać próby instruktorskie, formułować programy, tworzyć narzędzia metodyczne i regulaminy. Czy w takiej sytuacji może się obejść bez obniżania się jakości pracy i konfliktów?

Jeśli przyjmujemy, że sensem istnienia wyższych struktur organizacji jest ułatwianie pracy drużynowym poprzez tworzenie odpowiednich programów i narzędzi oraz poprzez szkolenia, to musimy zauważyć, że zadania te wykonują instruktorzy, którzy mają ledwie szczątkowe pojęcie o pracy tych, którym powinni pomagać. Czy można się dziwić, że nasza organizacja wygląda tak jak wygląda?

Dalsza droga rozwoju instruktorskiego to w obowiązującym systemie zdobywanie kompetencji menadżerskich działacza szczebla wojewódzkiego i krajowego. Harcmistrz to działacz harcerski przygotowany do objęcia funkcji komendanta chorągwi, przewodniczącego okręgu, Naczelnika i Przewodniczącego ZHR. 

Iluż ZHR potrzebuje takich działaczy? Setki? Nie! Wystarczy przyrost na poziomie kilku rocznie. Po co zdobywać stopień harcmistrza jeśli nie chce się być działaczem harcerskim. Strata czasu, bo nawet jeśli przyjąć, że zdobywania tego stopnia faktycznie prowadzi do nabycia jakiś realnych kompetencji, to są to kompetencji zupełnie nieprzydatne w podstawowej pracy wychowawczej. Czy może dziwić fakt, że w Organizacji Harcerzy przybywa około dziesięciu harcmistrzów rocznie (w dobrych latach). A co z większością - z setkami tych, którzy nie chcą robić kariery w organizacji, tylko pragną działać lokalnie tam gdzie ich potrzebuje młodzież i gdzie widzą namacalny sens swojej pracy? Tym nie stwarza się żadnych motywacji do rozwoju najistotniejszych z naszego punktu widzenia kompetencji i ci się w hierarchii ZHR nie liczą. Mimo, że to oni są „mięsem” ruchu harcerskiego. My wolimy dbać o przyrost „słoniny”. 

Prawda jest taka, że większość instruktorów harcerskich nie ma żadnych motywacji do zwiększania swoich kompetencji, a ci którzy jednak decydują się na robienie kariery harcerskiej zdobywają kompetencje całkowicie chybione – przydatne do kontynuowania kariery działacza, a nie wychowawcy młodzieży.

Tak działa istniejący system. Pardon! To znaczy tak by działał gdyby działał idealnie w ten sposób  w jaki został zaprojektowany. Wszyscy jednak znamy patologie istniejące w Organizacji Harcerzy i wiemy jak one rzutują na ten system. Koło, które go napędza obróciło się już kilka razy i za każdym razem jakoś pracy w organizacji się obniżała. Dziś sięga już dna.

ZHR żyje obecnie już tylko problemami swego aparatu. To on generuje konflikty, to on chroni własne przywileje i pozycję, to on zajmuje się tym co potrafi najlepiej – uprawianiem polityki - tej wewnątrz ZHR i tej profesjonalnej. Polityka to zajęcie pasjonujące każdego mężczyznę o rozbudzonych ambicjach społecznych, a przy tym nie wymagające żadnych istotnych kwalifikacji, poza obyciem i umiejętnością poruszania się w gąszczu formalizmów organizacyjnych.  Jeśli ktoś nie czuje się wychowawcą i nie ma pojęcia jakie efekty może przynosić skuteczna praca z młodzieżą, a przy tym chce szczerze zmieniać świat na lepsze, widzi drogę najprostszą z możliwych – drogę bezpośredniego wpływu na rzeczywistość. I jest do tego świetnie przygotowany, przez istniejący system szkolenia kadry. To co, że polityka jest drogą na skróty, która prowadzi w większości do efektów pozornych. Skoro nie zna się innej drogi, idzie się tą, którą się zna. Przyjrzyjmy się pod tym kątem obecnemu regulaminowi stopni instruktorskich, a bez trudu odkryjemy, że począwszy od podharcmistrza jest on ukierunkowany na kształtowanie kompetencji przyszłych  działaczy politycznych. Czy do tego został powołany ZHR?

Kto jeszcze pamięta powody, dla których powstał nasz związek, powody dla których opuściliśmy ZHP? Uznaliśmy, że nie mamy szans przebić się z reformą harcerstwa przez aparat organizacyjny tamtej organizacji. Uwierzcie mi! Nie mam jeszcze sklerozy i pamiętam wszystko jakby to było wczoraj. Dzisiejszy ZHR z przerostem i wszechwładzą swego aparatu, który ma ledwie słabe pojęcie o tym jakie są faktyczne potrzeby drużynowych i problemy młodzieży przypomina ówczesny ZHP – ten, w którego możliwość zreformowania przestaliśmy wierzyć. ZHR jest tak samo zideologizowany i tak samo upolityczniony, z tym, że inną ideologią i przez innego autoramentu partyjniactwo. A aparat organizacyjny broni swych pozycji takimi samymi jeśli nie bardziej ohydnymi metodami. Jeśli to się nie zmieni, a jakiś cud sprawi, że za kilka lat będzie w ZHR jeszcze parę porządnych drużyn, ich drużynowi zaczną szukać sposobu na uwolnienie się z oparów absurdu, odejdą i stworzą swoją własną organizację, bo tej już nie da się zreformować i postawić na nogi.

Ta prawda ta jest niezwykle przykra i trudna do przełknięcia. Na tym właśnie polega trudność, że aby ją przyjąć do wiadomości potrzeba jest odwaga intelektualna i cywilna, której do tej pory większości przedstawicieli aparatu brakowało. Trudno jest się przyznać nawet przed samym sobą, że się jest produktem wadliwego systemu i przeszkodą w rozwoju harcerstwa.       

Jednak jeśli chcemy aby nasza praca w ogóle miała jakikolwiek sens, przynosiła realne efekty i nie zatraciła się w czeluściach zapomnienia, musimy się na te odwagę zdobyć. My wszyscy, którzy tworzymy dziś ZHR. W szczególności na tę odwagę muszą się zdobyć harcmistrzynie i harcmistrzowie, podharcmistrzynie i podharcmistrzowie bo to na nas ciąży odpowiedzialności. A jeszcze bardziej dlatego, że tylko my możemy zainicjować niezbędne reformy.

Dosyć już trwania w ułudzie, że tworzymy porządne harcerstwo. Spójrzcie na wyniki spisu, spójrzcie na konflikty, które targają związkiem od chwili, gdy aparat podchwycił hasło dookreślenia ideowego i jął robić czystki w ZHR. Spójrzcie na kompetencje kadry. To nie jest porządne harcerstwo, choć zdarzają się w nim jeszcze tu i ówdzie porządne drużyny. Na prawdę uważam, że bardzo niewiele różni nas od ZHP (nie dzisiejszego tylko tego, który opuściliśmy 21 lat temu).

Nie proponujemy kolejnej rewolucji ideowej czy metodycznej. Żadnych rewolucji! Nikt nie chce eliminować instruktorów, których kompetencje merytoryczne są wątpliwej jakości. Zawsze mogą je podnieść. Proponujemy zestaw bardzo prostych reform, które po kilku latach zaowocują pozytywną zmianą i nadadzą sens naszej służbie. Tylko tyle. Nikomu włos z głowy nie spadnie. Jedyne na co trzeba się zdobyć to pokora i odwaga.

Kto jest zainteresowany i chce poznać projektowane reformy niech czyta o nich w tym numerze Pobudki.


Marek Gajdziński

Obecnie komendant kursu phm Jakobstaf. Wcześniej – wieloletni drużynowy 16WDH (1977-87), inicjator Unii Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej (1980), członek KIHAM i Ruchu (1980-89), wicenaczelnik Ruchu Harcerstwa Rzeczypospolitej (1987-88), założyciel Polskiego Bractwa Skautowego (1988), Członek prezydium komisji organizacyjnej ZHR (1989), wicenaczelnik ZHR d/s harcerstwa męskiego (1989-90). Po 10 letniej przerwie i powrocie do Związku, przyboczny 16WDH oraz współtwórca i pierwszy Komendant Główny HOPR.
Prywatnie - żonaty, dwójka dzieci, inżynier elektryk, informatyk i przedsiębiorca.